Dzisiaj bez zbędnych opowieści: świętowałam w to piękne niedzielne popołudnie 85 urodziny mojej Babci. Z tej okazji, zostałam poproszona o uskutecznienie jakiegoś dobrego, ładnego tortu. Szukałam w wielu książkach, ale nic nie wydawało mi się nigdy wystarczające na tę okazję. Więc kiedy padło hasło: tort, zaufałam internetowi. Do głowy przyszła mi gruszka, a po krótkim poszukiwaniu odnalazłam go: ideał jesiennych aromatów - tort gruszkowo-orzechowy, link tutaj. Przytoczę tutaj przepis i podzielę się uwagami dotyczącymi wykonania. I dodam, że jak żyję - jest to najpyszniejszy tort jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się jeść. No, może oprócz tortu-jeża mojej Babci, którego to na pewno kiedyś wykonam i pochwalę się tu efektem. :)
Lista potrzebnych produktów:
BISZKOPT:
10 jajek
250g zmielonych orzechów włoskich
300g cukru
150g mąki tortowej (użyłam szadkowskiej, tradycyjnie :) )
łyżeczka proszku do pieczenia
Na marginesie zaznaczę, że w celu uzyskania mączki z orzechów włoskich, trzeba je mielić nie od razu po rozłupaniu, ponieważ inaczej robi się z nich masło orzechowe. W sumie to takie oczywiste, a nie pomyślałam o tym, i nieszczęście gotowe :)
Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy do niej kolejno cukier oraz żółtka, cały czas ubijając. Następnie mieszając już drewnianą łyżką dodajemy przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia, oraz zmielone orzechy. Ciasto piekłam w tortownicy o średnicy 26cm przez 45minut w temperaturze 170 stopni w piekarniku z termoobiegiem. Myślę jednak, że forma 28, albo wręcz 30cm mogłaby sprawdzić się tu lepiej, ponieważ ciasto urosło mi wiele ponad tortownicę.
Następnie wykonujemy krem orzechowo-maślany.
Tutaj drobna uwaga: tort jest mocno czaso i pracochłonny, przez co zgodnie z zaleceniem autorki oryginalnego przepisu, podzieliłam robienie go na dwa etapy. Jednego dnia wieczorem upiekłam biszkopt oraz namoczyłam orzechy mlekiem, a następnego dnia rano zabrałam się za resztę pracy.
Potrzebujemy:
KREM ORZECHOWO MAŚLANY:
250g zmielonych orzechów włoskich
300g miękkiego masła
230g cukru pudru
250ml pełnego mleka
Orzechy jak już uprzednio powiedziałam, zalewamy na noc gorącym mlekiem. Rano miękkie masło i cukier puder ucieramy na puszystą masę (najszybciej oczywiście będzie mikserem), po czym stopniowo dodajemy orzechy z mlekiem.
Tort przekrawamy na 3 okręgi - w tym celu jak znalazł będzie sprytne manualne urządzenie z żyłką, które zrobi to precyzyjnie i bez bólu, którego niestety ja doświadczyłam wykonując ową czynność nożem, przez własne niedopatrzenie i sklerozę odnośnie lokalizacji żyłki w mojej kuchni.
Kiedy już przejdziemy przez mękę przekrawania ciasta na warstwy, zostawiamy na dnie tortownicy tylko jeden krążek, smarujemy go połową kremu orzechowego, przykrywamy kolejną warstwą ciasta, po czym chowamy tortownicę z zawartością oraz odłożony krem do lodówki.
Przechodzimy do kolejnej warstwy tortu: gruszkowego musu.
GRUSZKOWY MUS:
ok.5 sporych gruszek (niewiele ponad kilogram)
2/3 szklanki cukru
1/2 szklanki wody
torebka galaretki gruszkowej
półtora opakowania budyniu waniliowego (+1/2 szklanki wody)
Gruszki (pozbawione skórki, wypestkowane i pokrojone w piękną kostkę) razem z wodą i cukrem podgrzewam i gotuję do momentu, w którym owoce zaczną się rozpadać. Zdjąć wtedy masę z ognia, dodać do niej galaretkę, po czym z powrotem zagotować, i wlać do niej wcześniej rozmieszany w wodzie budyń waniliowy. Gotować jeszcze chwilę, po czym odstawić do wystygnięcia.
Kiedy masa wystygnie, wyłożyć ją na środkową warstwę tortu, i przykryć ostatnim krążkiem ciasta. Całość odstawiłam do lodówki na 4,5h, pod koniec leżakowania ciasta przygotowałam ostatnie dodatkowe produkty:
2 garści pokruszonych orzechów włoskich
3/4 gruszki pokrojonej w półplasterki
4 łyżeczki galaretki rozpuszczonej w 1/2 szklanki wody - schłodzonej do lekkiego zastygnięcia w lodówce
ok. łyżki wiórek czekoladowych
Wyjąć ciasto z lodówki, posmarować jego wierz i boki pozostałą częścią kremu (wyjęty z lodówki jest skostniały, trzeba było więc utrzeć go jeszcze przez parę minut), dookoła ciasta wycisnąć z rękawa cukierniczego niewielkie rozetki (która to sztuka średnio mi wyszła, ze względu na kawałki orzechów w kremie, które pomimo dokładnego zmielenia dały mi do wiwatu psując swoją obecnością wyciskane rozetki). Ułożyć na środku promieniście kawałki gruszki, posmarować je sokiem cytrynowym aby nie straciły koloru, zalać owoce galaretką. Na sam środek ciasta (i może boki przy rozetkach) wysypać wiórki czekoladowe i voila! Gotowe :)
Ciasto chłodziłam w lodówce dużo ponad 12h, przeżyło transport, i zdecydowanie było przepyszne, gorąco polecam ten przepis jesiennym i gruszkowym smakoszom :)
Nie rezygnowałam ze skórek gruszkowych, wyglądały uroczo :)
...a na koniec uznanie dla męskiej pomysłowości, czyli mój Wojtuś i jego otwarta niechęć do 'stania przy tym blenderze i przyciskania non stop guzika żeby jakieś orzeszki zmielić'. Hit normalnie. :) Ale wspólna praca nad tortem bezcenna - dziękuję!
Ostatnie zdanie, padłam :D Szacun.
OdpowiedzUsuń